Poprawiłam na swoim uchu mikrofon, który
był do niego przymocowany i wzięłam głęboki wdech, starając się opanować swoje
emocje, których teraz było pełno. Zamknęłam oczy, a kiedy już poczułam, że dam
sobie radę, że jestem gotowa, otworzyłam je i spojrzałam na wszystkich
zgromadzonych tutaj, ważnych dla mnie ludzi. Wszyscy patrzyli na mnie z
uśmiechami na twarzach i z dumą w oczach.
Poczułam, że mogę wszystko. To
jest miejsce właśnie dla mnie, powiedziałam do siebie w myślach i kiedy już
pomodliliśmy się do Boga, dziękując za wszystko, przytuliłam ostatni raz przed
wejściem na scenę, swoją rodzinę i przyjaciół.
- Powodzenia. – Wyszeptała moja mama do
mojego ucha, przytulając mnie mocno do swojej klatki piersiowej.
W tym momencie, w matczynych ramionach
byłam dzieckiem, jednak gdy tylko je opuszczę, stanę się znacznie inną osobą, bardziej
odpowiedzialną i dorosłą dziewczyną, która za chwilę spełni swe marzenia.
Wszystko było już idealnie, stałam na
podeście, którym miałam wjechać na scenę, aż w pewnym momencie zobaczyłam jego. Jednak
nie samego.
Szli obok siebie, trzymając się za ręce i
uśmiechając do siebie. Ona piękna blondynka, żaden chłopak jej się oprzeć nie
może. On przystojny, kochany i uwielbiany przez miliony. Para idealna,
nieprawdaż?
Dlaczego nie umiałam się cieszyć z jego
szczęścia? I jej szczęścia? Dlaczego mnie to bolało?
Szatyn pomachał do mnie, uśmiechnął się
do mnie z dumą w oczach i uniósł kciuki do góry. Uśmiechnęłam się do niego
nieszczerze, starając się zamaskować swój ból.
- Gotowa? – Mężczyzna w czarnych
ubraniach, odpowiedzialny za mój wjazd na scenę, zapytał mnie. Kiwnęłam w
odpowiedzi głową i ostatni raz ukradkiem spojrzałam w jego stronę. Patrzył na
mnie i uśmiechał się. Czy w jego oczach widać miłość?, zastanowiłam
się w głowie, dostrzegając w jego oczach coś dziwnego. No jasne, że
tak! Jest przecież ze swoją dziewczyną…
Zamknęłam ponownie oczy, a kiedy je
otworzyłam stałam już na scenie i miałam przed sobą miliony ludzi, którzy
krzyczeli, płakali, uśmiechali się i machali w moim kierunku.
- Jak się masz, Los Angeles?! –
krzyknęłam ile sił miałam w płucach i uśmiechnęłam się do tłumów, starając się
zapomnieć o parze, która właśnie teraz oglądała mnie na ekranach za kulisami. –
Pewna osoba powiedziała mi, że jeżeli czegoś naprawdę mocno pragniemy i jeżeli
będziemy do tego dążyć pełną parą, osiągniemy to. Gdybym nie miała przy sobie
tylu wspaniałych ludzi, gdybym nie miała was oraz swoich chęci, nigdy nie
stanęłabym tutaj, na scenie. Nigdy się nie poddawajcie!
Zaczęłam śpiewać pierwszą piosenkę i
zapomniałam jednocześnie o szatynie, który stał właśnie za kulisami z moją
kuzynką. Zapomniałam o szatynie, którego kochałam z całego serca.
Bo tylko tutaj umiałam o nim zapomnieć.
~*~
Nie jestem pewna, co powinnam tutaj tak
naprawdę napisać, ponieważ jest to dopiero pierwsze coś na tym blogu i
nie wiem, jak się do tego wszystkiego zabrać.
Chciałabym tylko, żebyście napisali co
sądzicie o tym prologu, bo nie wiem czy w ogóle jest sens zaczynać na poważnie
tą historię. Nie chcę pisać dla samej siebie, bo nie mam wtedy żadnej
motywacji, żeby pisać dalej, może mnie rozumiecie a może i nie.
Za błędy interpunkcyjne przepraszam, ale
nigdy nie byłam w tym dobra, więc zwracajcie uwagę, jak coś będzie nie
tak. Jest to moje pierwsze opowiadanie - publikowane - i nie do
końca jestem jeszcze obeznana w tym wszystkim, więc jeżeli popełniam gdzieś
jakiś błąd śmiało do mnie piszcie.